niedziela, 12 czerwca 2011

PREMIERA

I w końcu nadszedł ten dzień...
Kilkakrotnie przekładany...
Siedzimy w garderobie wśród woni lakierów do włosów (o aromacie piwa), w oparach pudru i pomiędzy "smołki ajem", kolejnym nawiniętym na lokówkę lokiem, a nietrzymającym płynu żelazkiem, czujemy... podekscytowanie raczej niż tremę, raczej niecierpliwość niż stres, raczej... czujemy się dobrze.
Jak na dobry szoł przystało 5 minut obsuwy. Trzeci dzwonek i czwarty - dźwięk budzika... zaczęło się... nie ma odwrotu...
... owacje na stojąco... serce skacze do gardła... skaczemy i my... nie mówimy... wiele razy porozumiewaliśmy się bez słów... udało się:)))
















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz